poniedziałek, 26 lutego 2018

Spis Treści

Wprowadzanie:

Blog jest poświęcony tematyce homoseksualnej, opowiadania 
zawierają sceny niedozwolone od lat (18+).
Czytelnicy czytają na własną odpowiedzialność, a jeśli
tematyka nie jest bliska Twojemu sercu, po prostu opuść bloga.
Całą resztę zainteresowanych serdecznie zapraszam do czytania:


* Perspektywy 






Drabble 
[1] [2]





* Namiastka prawdziwego uczucia
[P] [1]

niedziela, 25 lutego 2018

-1- Prawda, czy fałsz?


 - …ke… suke… Sasuke, do cholery! –  Sasuke dwukrotnie zamrugał, nim skupił przytomny wzrok na siedzącym przed nim Suigetsu. Bardzo zirytowanym Suigetsu, który musiał kopnąć go pod stołem, ponieważ nikt inny nie siedział z Sasuke i nie był na tyle odważny, aby ośmielić się go uderzyć. – Gadam do ciebie przez całą przerwę, ale najwidoczniej masz mnie głęboko w dupie, Uchiha! – warknął obrażony, zakładając ręce na piersi.
Sasuke jedynie wzruszył ramionami, obrzucając znudzonym spojrzeniem opustoszałą stołówkę. Na stołach pozostały resztki jedzenia, jakieś opakowania po słodyczach i plastikowe kubeczki – zapewne po kawie z pobliskiego automatu. Każdy student był uzależniony od dwóch typów napojów – kawy i alkoholu, a tego drugiego jeszcze nie podawali w zestawie do lunchu. Ogólnie rzecz biorąc w stołówce pozostał już tylko stary, dobrze znany Sasuke chlew. Wszyscy już dawno ruszyli na swoje wykłady, a jedynymi pozostałymi w pomieszczeniu byli oni – Sasuke Uchiha i Suigetsu Hozuki.
- Chyba też powinniśmy iść – zasugerował po chwili Sasuke, podnosząc się z ławki.
Chwycił za swoją czarną, sportową torbę, przewieszając pasek przez ramię. Teraz miał wolne dłonie i, dzięki temu, mógł podnieś pustą, czerwoną tackę po jedzeniu. Podszedł do pobliskiego kubła, nad którym reszta studentów pozostawiała swoje tacki i po odłożeniu swojej, razem z Suigetsu ruszyli do wyjścia. Sasuke czując lekkość sportowej torby, cieszył się, że pozostał mu już tylko trening siatkówki i nie musi dźwigać tych wszystkich podręczników. Jego plecy, od zbyt długiego pochylania się nad klawiaturą komputera, nie były zbyt zadowolone dzisiejszego, poniedziałkowego dnia. Na tych nużących wykładach ledwo wysiedział w ławce i teraz miał nadzieję trochę się rozruszać na treningu.
- Mogliśmy wyjść wcześniej – mruknął Sasuke, popychając drzwi prowadzące na korytarz. – Teraz nie zdążę złapać Sakury, aby dała mi swoje notatki.
- A co ja ci gadałem przez bite dziesięć minut?! – fuknął Suigetsu. Widocznie nadal był obrażony za to ignorowanie go przez Sasuke. Dalej sobie gadał, nie przestając podnosić głosu. – Nawet dzwonek cię nie obudził! Dopiero jak cię szturchnąłem, wróciłeś do świata żywych! Co się z tobą dzieje, Sasuke? – zapytał już spokojniej, obrzucając Uchihę lekko zmartwionym wzrokiem. – Sasuke nie odpowiedział, ale i on nie był zachwycony swoim oderwaniem od rzeczywistości i nie tylko Suigetsu miał mu to za złe. Wciąż pamiętał wykrzywioną w złości twarz Tsunade, która nie otrzymują odpowiedzi na zadane pytanie z anatomii, pofatygowała się do jego ławki. Przez całe dziesięć minut groziła mu dodatkowymi zajęciami, jeśli teraz zamiarował odlatywać na jej - ważnych do zaliczenia - wykładach. Sasuke, chcąc nie chcąc, musiał już uważnie słuchać, ponieważ  miał inne plany na każdy możliwy weekend, a siedzenie na uczelni zdecydowanie się do nich nie zaliczało. 
- To nic takiego   odparł, chcąc to zbagatelizować. Nie zamierzał się dzielić swoim życiem prywatnym. Nawet z bliskim mu Suigetsu.
- Jakoś nie chce mi się wierzyć w to całe nic – mruknął Suigetsu, uważnie przypatrując się Sasuke. Jego prześwietlający wzrok zaczął irytować Uchihę. - Od jakiegoś czasu jesteś strasznie zamyślony. Rozumiem, że można odlecieć na nudnych wykładach, czy podczas nieziemskiego seksu z jakąś laską, ale nie w rozmowie z najlepszym kumplem!
- A kto cię mianował moim najlepszym kumplem, co? – zapytał niby to prześmiewczo, ale był szczerze rozbawiony. Suigetsu wyszczerzył się zadowolony, dumnie wskazując na siebie wyciągniętymi kciukami.
- Taki zajebisty facet jak ja, może sam się mianować najlepszym kumplem Wielmożnego Uchihy! – wykrzyknął uradowany, a Sasuke skrzywił się na te poniesione przez echo dźwięki, a zwłaszcza na użycie znienawidzonego  przydomka.
Szli w stronę sali gimnastycznej, a korytarz był całkiem opustoszały, dlatego krzyki Hozukiego jeszcze bardziej niż zwykle drażniły wrażliwe bębenki Uchihy. Jeśli wierzyć słowom Suigetsu było już dawno po dzwonku i wszyscy byli na wykładach lub na treningu. Na treningu siatkówki, na który obaj byli już porządnie spóźnieni. Na szczęście mieli zajęcia z Hatake Kakashim, więc Sasuke nie potrafił się przejąć swoim wyjątkowym brakiem punktualności, jeśli jego trener szczycił się tym i przychodził z dwudziestominutowym opóźnieniem.
- Daruj sobie tego Wielmożnego Uchihę, bo wreszcie ci przyłożę – mruknął jeszcze Sasuke przed dotarciem do szatni.
W pomieszczeniu, już na samym wejściu, śmierdziało mieszanką męskich perfum i innych wymyślnych dezodorantów, ale i tak niemiłosiernie jebało potem. Sasuke skrzywił się i niechętnie podszedł do swojej szafki z przyczepionym siódmym numerkiem. Nie bez powodu wybrał akurat tą szafkę, ponieważ siedem od zawsze było jego szczęśliwą liczbą. Zaczął się przebierać w sportowy strój, czując na sobie rozbawiony wzrok Suigetsu. Kiedy był bez koszuli i w samych granatowych szortach, wreszcie nie wytrzymał. Odkręcił się do przyjaciela, nonszalancko opierając się o szafki.
- Chcesz mi coś powiedzieć, czy tylko mnie podziwiasz? – zaczął zimnym tonem, trochę zirytowany tym czujnym nadzorem.
Miał wrażenie, że jego kumpel zmienił się w jedną z tych piszczących i tłoczących się po korytarzach dziewczyn. Nienawidził tego, że aby dostać się do sali wykładowej, musiał  jakoś przedostać się przez bandę podekscytowanych nim kobiet. Może przeciętny facet cieszyłby się z takiej napalonej atencji, ale Sasuke był wyjątkowo wkurwiony, nie mając świętego spokoju, który stale był zakłócany tymi krzykami o rozbudowanej treści - ,,Sasuke-kuuun''.
W odpowiedzi Suigetsu głośno roześmiał się i znacząco wskazał na Sasuke dłonią.
- Właśnie o to mi chodzi z tym Wielmożnym Uchihą! – rzucił na wstępie, ponawiając swój irytujący rechot. - Wielki Pan i Władca we własnej osobie! – dalej wykrzykiwał, uderzając dłonią o udo i mając wielki ubaw kosztem Sasuke. – Chodzi mi o to wszystko, co dotyczy ciebie Uchiha. Jesteś uznawany za Mrocznego Księcia uczelni i masz w najwyższym poważaniu śliniące się na sam twój widok napalone laski. Do tego jesteś najlepszy w sporcie, który sam sobie nie wybrałeś! – krzyknął oskarżycielsko, wskazując na Sasuke palcem. - Poszedłeś na klasyfikację do drużyny jedynie ze względu na Itachiego, a i tak zostałeś kapitanem Taki już po kilku miesiącach. Perfekcyjny w każdym calu, ale mający do tego chłodny dystans…
- No i co w związku z tym? – warknął, przerywając Suigetsu. Nadal nie widział sensownego powodu do wysłuchiwania tego wykładu.
Chłód szafek, o które się ciągle opierał strasznie drażnił mu skórę pleców, ale w pewnym stopniu też odprężał. Jednak przede wszystkim skupiał się na rozgadanym Suigetsu, który poszerzał swój uśmiech, wręcz chwaląc się nierównym zgryzem. Dwa górne kły były o wiele dłuższe, a wszystkie pozostałe zęby były bardziej zaostrzone na końcach od tych normalnych. Z tego co usłyszał Sasuke, Suigetsu, jako jedyny z rodziny, posiadał uzębienie godne rekina, jednak nie przejmował się swoją odmiennością, a uznawał ją za atut w swoim nietuzinkowym wyglądzie. Dla Sasuke było to obojętne, ponieważ nigdy nie oceniał po wyglądzie. Przede wszystkim liczyła się naturalność i charakter, więc większość kobiet już na wstępie nie miała u niego żadnych szans. A co do charakteru… Dobrze wiedział jaka osoba już dawno wpasowała się pod tą kategorię.
- Jak mam nie mówić na ciebie Wielmożny Uchiha, kiedy jesteś tak wysoko postawiony w hierarchii społecznej, co? – zapytał Suigetsu, ledwo hamując kolejny napad śmiechu i tym samym ponownie skupił na sobie uwagę Uchihy. Znów zbyt długo rozmyślał o pewnym blondynie. Powinien z tym uważać.
- Hierarchia społeczna, aleś wymyślił – prychnął Sasuke i uśmiechnął się, delikatnie unosząc jeden kącik ust. – Jeśli jeszcze mi powiesz, że podejrzewasz mnie o przynależność do rodziny królewskiej, to zaprowadzę cię na ostry dyżur, aby cię natychmiastowo zbadali. Może tam wyleczą tą twoją niepokojącą przypadłość.
- Możemy iść! – zaoferował się Suigetsu, nie przejmując się przytykiem Uchihy. Sasuke odetchnął w duchu, gdy Suigetsu nareszcie skończył trajkotać i zajął się przebieraniem. On również wrócił do szykowania się na trening, zarzucając koszulkę z logo drużyny na ramiona. – Gdy już będziemy w tym szpitalu, może poderwiemy jakieś seksowne pielęgniarki, co Uchiha? – zaproponował, siadając na ławce, by zawiązać sznurowadła sportowych butów. Po skończeniu i zawiązaniu niechlujnych kokardek, wyszczerzył się do Sasuke z tymi figlarnym błyskiem w oku.
Uchiha nie zareagował, tylko wyciągnął z torby swoją pomarańczowo-niebieską frotkę. Gdy zajęła swoje należne miejsce na jego nadgarstku, nareszcie był gotowy do gry. Teraz mógł skupić wzrok na Suigetsu i zauważyć ten jego zbereźny uśmieszek.
- Nie wiem, czy Karin ucieszy się z tego, że podrywałeś pielęgniarki, zamiast wziąć ją na jakąś porządną randkę – rzucił zaczepnie Sasuke, ruszając w stronę wyjścia na salę. Po chwili dołączył do niej naburmuszony Suigetsu.
- To Karin nie ma na nic czasu! – wyznał płaczliwie, nie przejmując się tym, że opuścili zacisze szatni i wystawili się na zaciekawione spojrzenia drużyny. – Akurat wtedy, gdy chcę ją gdzieś wyciągnąć, ona jest zajęta! Też mi kurwa zajęcie, aby poprzestawiać magnesiki na mini boisku i wymyślić niepotrzebną nikomu strategię!
- Dzięki tym niepotrzebnym strategiom, nasza drużyna wygrywa mecze, Sui – pouczył go Sasuke, gromiąc wzrokiem rozbawionych tym przedstawieniem członków drużyny. Jeszcze brakowało tutaj Karin, aby i ona posłuchała sobie lamentów Hozukiego i w złości przywaliła im morderczy trening na sam początek tygodnia.
- Gra i tak toczy się własnym biegiem, a my działamy na żywioł! – zaoponował żywo Suigestsu, potrząsając przy tym głową. Jego przydługie, platynowe włosy rozsypywały się wszędzie wokół i Sasuke zachodził w głowę, jak jego przyjaciel mógł cokolwiek dostrzec na boisku przez tą żywą zasłonę.  – Dlatego nie ma powodu, aby Karin wciąż kisiła się w tym swoim wychuchanym gabineciku i wreszcie gdzieś ze mną wyszła! Nawet kupiłem sobie fioletowe kontakty, bo wyznała, że uwielbia ten kolor! Widzisz, jak się poświęcam dla tego związku!?
- Widzę, widzę – przyznał znużony Sasuke, marząc już o ciszy, która zapadnie po wydaniu przez Karin pierwszych poleceń, co do rozgrzewki. Wtedy wszyscy będą wypluwać płuca, przy czym skutecznie się zamkną, a ona otrzyma chwilę wytchnienia.
- Więc sam wiesz, że z Karin to po prostu zimna, egoistyczna i …
- Dokończysz zdanie Hozuki i wiedź, że dziś porzygasz się z wycieńczenia! – znikąd zagrzmiał damski głos, na który wszyscy się wyprostowali i niepewnie zwrócili się w kierunku jego źródła.
Menażer oraz prawa ręka trenera Taki stała napięta jak struna z tymi swoimi ognistorudymi włosami, piorunując wszystko, co się rusza zabójczym wzrokiem znad oprawki czerwonych okularów. Wyglądała niczym uosobienie najprawdziwszego demona piekieł i tak też musiała być odbierana przez struchlałych zawodników Taki. Dziewczyna zaczęła systematycznie tupać stopą o drewniany parkiet, a odgłos tego wprawiał wszystkich w nerwowe drgania.
Sasuke spojrzał na zesztywniałego w strachu Suigetsu, wdychając w duchu. Chciałby móc teraz powiedzieć ,,A nie mówiłem’’, ale powstrzymywał się zalążkiem wstrzemięźliwości. Nawet on nie miał ochoty dodatkowo podpaść Karin i męczyć się z zakwasami po poniedziałkowym treningu. Zwłaszcza, że treningi powtarzały się, co dwa dni i nie było najmniejszej szansy, aby do tego czasu mógł nabrać sił na kolejny morderczy zestaw ćwiczeń jego menażera. Nie mówiąc już, o skupieniu się na wykładach.
- W szeregu zbiórka! – Karin wydała rozkaz, a raczej go wywarczała.
Załoga w ekspresowym tempie ustawiła się na wyznaczonej linii, a jedynie Sasuke podszedł tam spokojnym, wręcz bezwstydnie powolnym krokiem. Mimo wszystko nie miał zamiaru być takim strachliwym kotkiem, jak pozostali członkowie Taki. Już miał ten zaszczytny przywilej obserwowania zmieniających się jak w kalejdoskopie humorków kobiet. Wielokrotnie był ofiarą wybuchowego temperamentu swojej bliskiej przyjaciółki, z którą, jak do tej pory, miał najlepszy kontakt spośród całej żeńskiej populacji. Dlatego Karin nie robiła na nim aż tak wielkiego wrażenia zwłaszcza, że od zawsze szczycił się swoim opanowaniem.
- Trener kazał przekazać, że ma dziś niespodziewane zebranie Rady Pedagogicznej i nie będzie w stanie poprowadzić treningu. Dlatego ten obowiązek przypadł mnie – ostatnie słowo wypowiedziała z chorą satysfakcją, mrużąc zaciekle swoje oczy, które teraz wyglądały jak dwa małe ślepka. – Dwadzieścia okrążeń wokół sali na dobry początek, moi panowie – wydała polecenie. Gdy nie otrzymała zadowolonego odzewu, a drużyna wpatrywała się w nią z nadzieją, że ta jedynie żartuje, Karin uśmiechnęła się złowrogo i wrzasnęła: - Jazda!!!
Po tym chłopcy momentalnie uciekli, chcąc znaleźć się jak najdalej od Karin, a Sasuke również nie pozostawał im dłużny. Trzymał się na samym początku biegnących, odłączając się od reszty, aby wreszcie móc się wyciszyć i cieszyć upragnionym spokojem. Gdy przebiegł kilka kółek, dostrzegł w rogu sali gimnastycznej zaoferowanego w rozmowie z Karin Suigetsu, który pomagał jej rozwieszać siatkę i przy tym żywo gestykulował. Sasuke uśmiechnął się rozbawiony, gdyż doskonale widział pomniejszającą się złość na twarzy dziewczyny i niepewny uśmieszek posyłany w jej stronę przez Suigetsu.
Widząc tą zakochaną parkę, teraz tak wymyślnie się godzącą, mimowolnie pomyślał o swojej miłości i na powrót pochłonęły go rozmyślania.
Od ponad tygodnia zauważył w mediach społecznościowych pewne poruszenie. Bowiem rozeszła się plotka, która mówiła, że Naruto postanowił wystąpić jako gość główny w programie ,,Amaterasu’’. Zaproszenie do programu otrzymywali jedynie sami bogowie show biznesu, lecz pomimo przynależności jego idola do boskiego grona, sam Naruto nie zaszczycał swoją osobą podobne miejsca. Nie chciał rozgłosu, co też nie zawsze mu wychodziło, ponieważ prowadził bardzo aktywny tryb życia, kiedy to wspomagał schroniska dla zwierzą, występował w akcjach przeciwko polowaniu i popierał ochronę zagrożonych gatunków, czy też chadzał do ulubionych restauracji, by zjeść ukochaną potrawę. Mimo iż nie pragnął wokół siebie wielkiej pompy, ona i tak go dopadała, gdy to podekscytowani ludzie nagrywali go i sprzedawali namiary na niego pobliskim dziennikarzom. Dlatego Sasuke nie mógł uwierzyć w prawdziwość tych pogłosek i wciąż zastanawiał się, czy aby na pewno zobaczy  dziś swojego idola w wieczornym programie prowadzonym przez Hiruzena Sarutobiego. 
Prowadzącym był pewien aktor w podeszłym wieku, który utrzymywał się w świetle reflektorów, jedynie dzięki nieśmiertelnej sławie uzyskanej po odegraniu roli mistrza karate niewidomego chłopca. Dzięki nietypowemu treningowi chłopak mógł praktykować ukochany sport i wygrać krajowe zawody. Film otrzymał wiele prestiżowych nagród, jak i sam Hiruzen został zaszczycony przyznaniem Nagrody Błękitnej Wstęgi. Gdy wiek dawał już o sobie znać, mężczyzna zamiast zejść ze sceny z wysoko uniesioną głową, przyjmował pojedyncze zaproszenia do reklamowania produktów, czy też wystąpienia w pomniejszych programach aż do chwili, gdy otrzymał propozycję prowadzenia programu ,,Amaterasu". Dzięki temu przedłużył czas przed przejściem na emeryturę i nadal zabawiał widzów w przeprowadzaniu wywiadów z gwiazdami.
Sasuke nie znał wielu szczegółów, ponieważ dowiedział się tego wszystkiego dopiero niedawno, kiedy to rozeszła się wieść o goszczeniu Naruto w studio. Nigdy nie interesował się życiem innych celebrytów, oczywiście wykluczając z tego grona Naruto. O swoim idolu chciał wiedzieć wszystko i niestety nie mógł tego zrobić. Naruto za dobrze pilnował swojej prywatności.
Przez to całe zamieszanie Sasuke siedział do późna, a nawet zarwał noce, szukając jakiś wiarygodnych informacji, zwłaszcza tych dotyczących gości programu ,,Amaterasu’’. Mimo włożonego wysiłku nie mógł nic znaleźć. Obszedł się smakiem i pogodził z porażką, dochodząc do wniosku, że sprawa musi rozwiązać się samoistnie. Dlatego Sasuke przyszykował się na dzisiejszy wieczór, aby sprawdzić, czy plotka okazała się prawdą.

-Prolog- Samotny w swej miłości

Uchiha Sasuke podskakiwał na kanapie przed telewizorem, czekając już od przeszło godziny na upragnioną transmisję. Przechodzący do kuchni Itachi, jedynie zaśmiał się widząc swojego małego braciszka takiego podekscytowanego, ale nie skomentował tego głośno i poszedł dalej, aby trochę pobuszować w ich świeżo zapełnionej lodówce. Natomiast Sasuke nie przejmował się swoim dziecinnym zachowaniem, mimo że na karku miał już te swoje szesnaście lat, a wyglądał na świeżo upieczonego studenta z tymi wyrazistymi rysami i stanowczym spojrzeniem czarnych oczu. Swoją postawą i chłodnym usposobieniem przywodził na myśl kogoś dojrzałego oraz opanowanego i właśnie taką opinią cieszył się w swojej szkole. Jednakże był pewien moment, kiedy te wszystkie wcześniej wykreowane o Sasuke opinie szły się po prostu jebać, ponieważ młody Uchiha ubrany w pomarańczową koszulę z podobizną swojego idola, co wieczór oczekiwał transmisji na żywo z trwającego tournee swojego ukochanego piosenkarza. Na zawsze niczym niewzruszonej twarzy teraz malowały się tak żywe emocje, że odwieczny klub fanek Uchihy mógłby zostać zdziesiątkowany szokiem po uwiecznieniu tak radośnie prezentującego się Sasuke. Oczywiście Itachi niejednokrotnie dokumentował te jego przejawy uwielbienia dla swojego idola i już zapełnił kilka albumów zdjęciami, które sięgały aż do samego początku tej niezdrowej fascynacji młodego Uchihy.
Sasuke od chwili, gdy usłyszał głos swojego przyszłego idola, a miał wtedy zaledwie dziesięć lat, zakochał się w jego twórczość, jak i w samym chłopaku. Jego idol pojawił się na scenie po raz pierwszy, gdy wystartował w castingu do programu pod nazwą ,,Zostań Hokage’’ i tam zabłysną na estradzie jako najlepiej prosperująca gwiazda muzyki j-pop. Agenci walili drzwiami i oknami, zabijając się o atencję chłopaka, która jak za dotknięciem midasowej dłoni mogła zmienić życie każdego człowieka w czyste bogactwo. Mimo tak wielkiego rozgłosu o młodej gwieździe, dziennikarze nie potrafili zlokalizować miejsca zamieszkania chłopaka, a wszystkie informacje zostawały przesyłane do mediów jedynie za sprawą jego nowego agenta, który nie podawał nawet nazwiska i przedstawiał się jako - Jiraiya. Życie prywatne jego idola było owiane tajemnicą i właśnie przez to wydawał się Sasuke jeszcze bardziej pociągający. Każdy w show biznesie chciał się pokazać od najlepszej strony, by zyskiwać zainteresowanie ludzi, ale ten chłopak był inny. Na nachalne pytania dziennikarzy odpowiadał wymijająco, posyłając jeden z tych swoich olśniewających uśmiechów i nie zdradzał nic na swój temat. Podał jedynie parę bliskich sercu Sasuke faktów o upodobaniach kulinarnych, czy wymienił kilka ulubionych zajęć w chwilach, w których nie zapełniał swoją niezrównaną twórczością.
Oprócz tych drobnostek z ważnych informacji na temat młodej gwiazdy wiadomym było to, że Naruto Uzumaki był jedną miłością Sasuke. Jedyną i jednocześnie platoniczną, bowiem Naruto był światowej sławy piosenkarzem i nawet nie wiedział o istnieniu Sasuke.
- Przełącz na mecz – poprosił Itachi, który po przetrząśnięciu lodówki, dosiadł się do brata na wygodnej sofie. Na powierzchni szarego obicia kanapy pojawiła się czubata miska z popcornem, oraz kilka kanapek z serem i pomidorem. Na stoliku kawowym z szklaną ladą postawił dwa parujące jeszcze kubki zielonej herbaty.
Na te usłyszane słowa Sasuke bezceremonialnie schował sobie pilot pod bluzkę, całkowicie odbierając Itachiemu możliwość na podkradnięcie mu tego urządzenia. Nie miał zamiaru pozwolić mu na przełączenie na jakiś durny mecz siatkówki. Co jeśli przed transmisją z koncertu w Nowym Jorku pojawi się jakaś wzmianka o Naruto w poprzedzających występ wiadomościach? On nie zamierzał ryzykować, że ominie go coś tak ważnego!
- Nie ma mowy, Itachi! – warknął groźnie, ciasno owijając się ramionami. Pilot boleśnie wbił mu się w żołądek, ale się tym nie przejął. – Była umowa, że dzisiaj jest moja kolej oglądania! Idź do swojego pokoju i tam włącz sobie tych zapoconych troglodytów.
- Przecież koncert zaczyna się dopiero za dziesięć minut, noo! – jęknął Itachi, opadając na oparcie za sobą. Zgromił Sasuke nieprzyjemnym spojrzeniem, pocieszając się popcornem. Władował sobie całą garść do ust i widocznie to trochę go uspokoiło, bo rozluźnił mięśnie na twarzy, które wcześniej tworzyły brzydki grymas. Zadowolony Sasuke zwędził jedną z kanapek, również wygodnie się rozsiadając.
- Trzeba było wcześniej zaklepać sobie telewizor na wieczór – rzucił dziarsko Sasuke, delektując się przekąską. Nie ma co, ale Itachi najlepiej potrafił zrobić mu kanapki. On nigdy nie lubił gotować, a po śmierci rodziców, jego brat przejął obowiązek wykarmienia Sasuke. Od tamtej pory młody Uchiha już nie potrafił docenić innej kuchni niż tej w wykonaniu swojego niezrównanego na tym polu brata. Sięgnął jeszcze po już lekko ostudzoną herbatę, żałując jednak, że Itachi zaparzył mu swoją ulubioną zamiast tą grejpfrutową Sasuke. Pocieszał się faktem, że miał dobre jedzenie do oglądania Naruto, więc powstrzymał się od niemiłego komentarza.
- Przecież od przyjścia ze szkoły od razu tu przybiegłeś! – zaoponował Itachi, ale dość niewyraźnie, bo znów nabrał sobie całą garść popcornu do ust. Kilka nawet uciekło mu z buzi, gdy tak żywo zaprotestował. Ledwo przełknął tą porcję jedzenia, a znów ponowił swoją tyradę:  – Jak miałbym coś zaklepać, kiedy jest jakiś koncert tego twojego blondynka…
- Naruto, a nie blondynka – poprawił go wściekle Sasuke, ale Itachi tylko lekceważąco machnął dłonią.
- Jak tam chcesz – rzucił dla świętego spokoju, z czym Sasuke nie mógł się pogodzić. On nie mógł siedzieć cicho, jak ktoś mu bliski obraża jego miłość! To znaczy idola. W szkole ledwo wytrzymywał od dołączenia się do tych poważnych dysput na temat ulubionych piosenkarzy. Najbardziej wkurzało go to, jak ślepi ludzie podziwiali twórczość Sabaku na Gaary bardziej od wyrafinowanego kunsztu Naruto! Nie było wielu takich idiotów z kiepsko wykształconym słuchem, ale wystarczająco, aby zniszczyć mu dobry humor od samego rana. – Nawet jakbym zaklepał sobie telewizję na wieczór, kiedy jest występ Naaruutoo – przeciągnął ostentacyjnie samogłoski, całkowicie ignorując kipiącego ze złości brata. – nie wpuściłbyś mnie do domu, abym przypadkiem ci nie przełączył!
- No i co z tego! – fuknął Sasuke, bardziej przejęty obrazą Naruto niż tym oskarżeniem pod jego adresem. – To dobrze, że leci coś innego niż ten twój głupi sport. Wielkie mi halo, aby popatrzeć na ganiających facetów za durną piłką. Też mi rozrywka! – prychnął z pogardą, przez co Itachi skrzywił się na twarzy.
- Wiem, że lubisz tego piosenkarza, ale odrobinę przesadzasz, Sasuke! – krzyknął Itachi, wstając z kanapy. – Cały czas poświęcasz na przekopywanie Internetu, by naleźć jakieś wzmianki o Naruto, a nawet nie chcę wspominać ile pieniędzy poszło na te wszystkie fanowskie gadżety, które kolekcjonujesz w swoim pokoju. To już nie jest normalne! To staje się jakąś chorą fascynacją, Sasuke!
- Masz coś jeszcze do powiedzenia? – zapytał pozornie spokojny Sasuke, nadal wpatrzony w płaski ekran telewizora. Uśmiechnął się cynicznie, popijając sobie herbatkę z granatowego kubka. – Jestem wzorowym uczniem, który dostaje wysokie stypendia za osiągnięcia w nauce, jak i w spocie. Nie chleję na umór, nie ćpam i nie szlajam się po burdelach z nastolatkami, by pieprzyć się z nimi w kiblach. Przychodzę do domku punktualnie i zawszę cię o wszystkim informuję. To, że poświęcam swój wolny czas na swoje zainteresowania powinno cię gówno obchodzić, bo nie możesz mi nic zarzucić.
- Wiem, Sasuke. Wiem to, ale to nie zmienia faktu, że Naruto jest dla ciebie nieosiągalny – zaczął na nowo Itachi, teraz już używając łagodnego tonu. – Twoja miłość nigdy nie zostanie odwzajemniona, więc…
- Zamknij się, Itachi!!! – wybuchnął nagle Sasuke, podrywając się z kanapy.
Jego ciało się trzęsło, a szczęki zacisnął mocno. Wreszcie spojrzał na zaskoczonego brata, który obronnie uniósł przed siebie dłonie. Pilot z głuchym odgłosem władował na czarnym dywanie między braćmi, ale nikt nie zwracał na niego najmniejszej uwagi. W tle na ekranie telewizora pojawiła się uśmiechnięta twarz blondyna, który dziękował za przyjście na jego koncert i już po chwili rozpoczął swój występ. W salonie rozbrzmiał przyjemnie ciepły głos Naruto, który zawsze potrafił uspokoić Sasuke. Ale nie w tym momencie. - Wiem, że Naruto jest nieosiągalny – odezwał się wreszcie, zachrypłym od wcześniejszego krzyku głosem. – Wiem, że moja miłość jest bezsensowna, bo on się o niej nawet nigdy nie dowie, ale… - zaciął się, oddychając głęboko i hardo spojrzał na zastygłego w bezruchu brata. – ale nie masz prawa mi zabronić czuć coś do Naruto! Mimo, że to zrobisz, ja wciąż będę go kochał i nic na to już nie poradzę!! – dokończył mocnym głosem, ale już po chwili opadł bez sił na kanapę. Wpatrzony był już bez pamięci w tańczącego z swoją grupą na estradzie Naruto, który śpiewał jedną z ulubionych piosenek Sasuke. Jedynie kątem oka zauważył, jak bezsilny w obliczu tego wszystkiego brat, smętnie poczłapał w kierunku schodów prowadzących na piętro, gdzie znajdowały się ich sypialnie.
Sasuke został sam. Sam na sam ze swoją miłością. 

Na ostro

- Cholera, Sasuke! - wrzeszczał Naruto z gorącymi wypiekami na twarzy. Mimo żywych protestów, Uchiha nie przestawał, a Naruto już czuł ten przyszły ból, który zdominuje obecny.
- Nie... Nie!! - krzyknął głośniej, chcąc go odepchnąć. - Ty draniu!! Nie tak ostro!! Nie chcę tak!!!
- Nie zamierzam się teraz hamować! - warknął wreszcie w odpowiedzi, ale widząc wystraszoną minę partnera, westchnął cierpiętniczo na chwilę zaprzestając swoich, pewnie w odczuciu blondyna, sadystycznych czynności. - Wiesz, że zawsze się do ciebie dostosowuję, ale tym razem zróbmy to tak, jak ja chcę. Pójdziemy na całość, Naruto, bo w ten sposób poczujesz to lepiej, kochanie. - Ponowił ruchy, które stały się nagle powolne i tak różniące się od tych wcześniejszych gwałtownych i bezwzględnych. Nachylił się do Naruto, a w twarz blondyna uderzył kolejny gorąc. Ciepłe powietrze z ust tego podstępnego drania było niczym przy płonących w niemej prośbie czarnych oczach. - Nie protestuj i po prostu zdaj się na mnie. Zrobię tak, aby było dobrze - kusił go zmysłowym tonem, lekko zawadzając palcami o rozgrzaną skórę na jego rumianych policzkach.
- Ale... - jęknął strachliwie, czując jak jego ciało jeszcze płonie i jest pokryte kropelkami potu. Nie był przygotowany na to, że sprawy zajdą tak dalego. Nie był gotowy. Wcale, a wcale!
Czuł, że organizm poddaje się temu wszystkiemu, a on sam wymiękka pod wpywem tej porażającej, rodowej mocy perswazji Uchihów. Jego chłopak był bardzo przekonujący, zachęcając go do tej pikanterii. Jednak to było wręcz ekstremalne i wiedział, że gorzko zapłaci za te ich eksperymenty. A zwłaszcza jego biedne ciało!
- Dobrze...- wykrztusił przez zaciśnięte gardło, odkręcając głowę. - Rób... Rób to na o-ostro - wyszeptał i dodatkowo zakrył dłonią oczy, kiedy zadowolony Sasuke...

dosypał kolejne ilości chili do ich obiadu.

Wcześniej tylko eksperymentowali i zakładali się, kto przetrwa po zjedzeniu papryczki chili bez popijania wodą, czy mlekiem, ale teraz Sasuke znacząco przesadzał!
Owszem było ostro, ale znośnie. Ale teraz Sasuke uparł się, aby doprawić potrawkę większa porcją chili, bo podobno ma ona zbawienny wpływ na metabolizm, który u Naruto musi przyśpieszyć, by nie stał się opasłym grubasem po żywieniu się tymi swoimi paskudnymi zupkami - jak to opisywał je Sauske.
Ale ten drań się nie znał! Zupki ramen były najlepsze na świecie i będzie musiał nimi jeszcze długo zajadać ten okropny smak chili, jeśli do tego czasu nie spopieli mu języka!
- Głupi Uchiha - mruknął pod nosem, gdy na gotujących się w ciemnobrązowym sosie kawałkach mięsa usypała się mała czerwona górka. Mała, ale zabójcza!
Jego żołądek już się buntował i po ostatnim pojedynku w jedzeniu papryczek skóra nadal była zroszona kropelkami potu, które teraz notorycznie zcierał z czoła. Zastanawiał się za jakie grzechy, Sasuke zamierzł go spalić, używając tego diabelskiego ognia. Wiedział też, że już nigdy nie zrobi nic na ostro, a upewnił się w tym postanowieniu, gdy po jednym kęsie w błyskawicznym tempie opróżnił ich zapas mleka. Dwa kartony trafiły do kosza, a on stanowczo zarzekał się, że już woli głodować, niż poświęcić swój cenny układ pokarmowy.
Jednak Sasuke nie narzekał na ostrość jedzenia i spokojnie zajadał się potrawką przy okazji będąc rozbawionym, gdy jego śmieszny partner wręcz ciućkał wyjętą z zamarażalki kotkę lodu. Odrobina wypłynęła z kącika ust, spływając na smukłą szyję. Sasuke uśmiechał się pod nosem, widząc swojego rozgrzanego blondyna.
Muszą szybko powtórzyć dzisiejsze eksperymenty tym razem używając do tego innego pomieszczenia, a zwłaszcza mebla. Wiedział jednak, że z Naruto i tam jest już na ostro, ale on, jak to Uchiha, zamierzał odrobinę podsycić tą pikanterię.


wtorek, 20 lutego 2018

Perspektywy -3-

Itachi nie markował swojego zdziwienia, gdy to po opuszczeniu kojącego zacisza łazienki zobaczył, że przy ich wąskim stoliczku zabrakło dla niego miejsca. Na kanapie, naprzeciwko Sasuke, gdzie na początku siedział i myślał, że nadal będzie mu to zaszczytnie dane, zastał Naruto, który żywo i z niewyobrażalną pasją opisywał najlepsze danie w restauracji, czyli ramen.
Oczywiście w żadnym stopniu nie zaskoczył go fakt, że właściciel restauracji najserdeczniej polecał właśnie tą potrawę, bo nie trudno było się domyślić, w czym gustuje po mijanym ciekawym szyldzie z papryczką, który aż ociekał nieobiektywną ofertą kuchni.
Gorzej było z przyswojeniem informacji o tym, że Sasuke z taką swobodą pozwolił na przekroczenie swojej odwiecznie strzeżonej przestrzeni osobistej dla pierwszego lepszego nieznajomego, a w dodatku dla kogoś należącego do zacofanej wiochy, czyli tak najłaskawiej tytułowanej Konohy.
W tym przejmującym dniu powinien już przestać odczuwać zaszokowanie, ale we wszystkim powinno się mieć umiar. Podejrzewał, że Sasuke postanowił się z nim brutalnie zabawić, bo jego brat siedział właśnie niedorzecznie rozluźniony i najspokojniej w świecie zapewniał, że spróbuje właśnie Tego dania.
Nie liczyło się to, że Sasuke wprost nienawidził owej potrawy, o której mógłby napisać porywający, bogaty w przejmujące, poetyckie sformułowania esej, po którym każdemu odechciałoby się jedzenia, czy choćby patrzenia na zaserwowaną pięciogwiazdkową zawartość miski ukrytą pod systematyczną nazwą- ramen. Sasuke miał niesamowity dar przekonywania, zwłaszcza jeśli chodziło o wszelkie sposoby na szybkie i proste zniechęcenie ludzi, które najczęściej były przez lata udoskonalane i stosowane, w jego przypadku, w najzwyklejszych kontaktach międzyludzkich.
Teraz już jadąc w stronę urzędu miasta nie potrafił spokojnie usiedzieć i wiercił się niemiłosiernie na fotelu. Zawsze był energicznym człowiekiem, a takie przeżycia jeszcze bardziej go pobudzały i nie potrafiły w żadnym wypadku uspokoić jego rozszalałych, kumulujących się teorii.
W toalecie miał czas na pozbieranie myśli, ale gdy podano mu dokładkę tych niesamowitości wyczuł, że dosięgną swojego limitu, gdzie mózg potrzebował lekkiego odpoczynku i małego wsparcia w postaci ziółek, czy innego otumaniającego trunku.
- Jeśli chcesz się podrapać po dupie to zatrzymaj się i zrób to normalnie, a nie siedziskiem - warknął Sasuke, który za wszelką cenę nie chciał spoglądać w stronę kręcącego się na fotelu brata. Jednak irytacja wzięła górę już po pięciu minutach, co i również wskazywało w jak dobrym humorze był Sasuke.
Zazwyczaj od razu ukazywał swoje wkurzenie na wybryki Itachiego, nie mówiąc już o działaniach, które mogą zirytować normalnego człowieka, bo skrzypienie siedziska oraz odgłos ocierającego się materiału jego dżinsów w stylu Baggy o skórzaną tapicerkę mógł na dłuższą metę przyprawić o ból głowy każdego, a nie jedynie typowo znerwicowanego Sasuke.
Nie otrzymując żywej, czyli normalnej odpowiedzi, przelotnie spojrzał na starszego brata, unosząc ciemną brew.
- Znów chcesz do kibla?
- Żałuję, że nie spytałem o jakąś aptekę - mruknął w końcu, uśmiechając się nerwowo. Próbował się w minimalnym stopniu uspokoić i docisnąć swoje spięte plecy do oparcia, które wciąż znajdowało się za daleko. - Potrzebuję jakiegoś środka na uspokojenie.
- Trzeba było nie żłopać tyle hektolitrów pobudzającej zielonej herbaty, przez którą również zwiększa się parcie na twój, rozmiarów orzeszka, pęcherz. Wtedy miałbym spokój teraz i również podczas naszej popapranej podróży - odparł, przyjemnie kończąc ich braterską rozmowę, tu też zaszczyt ofiarowywania swojej uwagi obojętnym mu ludziom.
Itachi i tak nie miał zamiaru się więcej odzywać. Miał przecież instynkt samozachowawczy i wyczuwał, że wyjątkowe zachowanie Sasuke może być tylko okolicznościowe, więc teraz powrócił ten stary, wredny arogant.
Kontynuował swoje przemyślenia próbując rozwikłać, co tak pozytywnie wpływa na jego braciszka, a w tym czasie Sasuke odkręcony od Itachiego uśmiechał się lekko do siebie, wspominając pewien niedawny moment...
Od chwili przekroczenia progu restauracji przez pewnego złotowłosego chłopaka, Sasuke nie potrafił zniwelować narastającego podekscytowania. Miastowa różnorodność zmieniała się w obojętny mu monotonny obraz jego codzienności, więc podejrzewał, że tym bardziej w podrzędnej mieścinie nie nadarzy się okazja na odpowiednią rozrywkę.
Ale się przeliczył.
Widocznie i dla siebie był zbyt pesymistyczny, bo otrzymał od losu urokliwego, nietypowego mężczyznę, który zaciekawił go na wstępie samym wyglądem. Sasuke nigdy nie należał do osób dbających i zwracających uwagę na piękno zewnętrzne, bo z takimi ludźmi musiał się użerać do końca życia przez bandę napalonych, na jego przystojną twarz desperatów.
Ale ten przypadek był wyjątkowy.
Złociste włosy rozwichrzone na głowie Naruto, lśniły zagarniając każdy najmniejszy promień słońca, a lazurowe tęczówki przypominały mu o dziecięcych latach, gdy to z rodziną jeszcze wspólnie spędzał czas na wakacjach na wybrzeżu, którego woda zlewała się kolorem z tymi ślepkami. W tej parze oczu odbiły się wszystkie jego tłumione wspomnienia, które teraz przypominały, że kiedyś był szczęśliwy. Miał wrażenie, że patrzy z całkowicie niedostępnej mu wcześniej perspektywy, a przecież była to nikła chwila. Mały przebłysk.
Mimo tego niecodziennego poruszenia, które przełamało jego stawiane przed światem bariery, wyczuwał, że Naruto ma w sobie coś, co rozerwie go podczas tego nudnego, przymusowego wyjazdu. A żeby się w tym upewnić, musiał się do niego zbliżyć i przekonać się na własnej skórze, czemu tak bardzo intryguje go ten nieznany facet.
Dlatego, gdy zobaczył jak Naruto beztrosko chwyta te w świńskim kolorze kłaki należące do wpatrującej się w Sasuke od dobrych dziesięciu minut szkarady, zadziałał instynktownie. W jednej sekundzie znalazł się przy chłopaku, chwytając jego dłoń. Malujące się na twarzy Naruto zaskoczenie było całkiem przyjemne do oglądania, zwłaszcza z tak bliska, ale skupił się na swoim własnym zachowaniu, ponieważ przez jego umysł przebiegło istne tornado niepokojących go pytań bez klarownej odpowiedzi.
Czemu właściwie tutaj podszedł? Czemu poczuł dziwny ucisk w żołądku kiedy pomyślał, że Naruto ma już dziewczynę, która wlepiała napalone spojrzenie w pierwszego lepszego faceta?
Mimo wszystko zachowując pozory opanowania, uśmiechnął się lekko.
- Przykro mi że przeszkadzam, ale niejaki Choji oferował nam swoją pomoc przy wyborze jedzenia. Czy mógłbyś go zastąpić Naruto?
- J-jasne - odpowiedział drżącym głosem, spoglądając po zaskoczonych, tym nagłym pojawieniem się Sasuke, dziewczynach.
Niepewny uśmiech Naruto był niczym w porównaniu z tym cały czas poszerzającym się u Sasuke. Nie mógł się oprzeć, by zrobić czegoś więcej i czuć tej satysfakcji z wyraźnie zmieszanego chłopaka. Powolnie puszczając, zaskakująco chłodną, dłoń Naruto, jednocześnie i wręcz bezwstydnie nachylił się do niego. Jego ciemne kosmyki dotknęły zaznaczonego trzema wąsikami policzka, którego właściciel ledwo zauważalnie się wzdrygną.
- Będę czekał - wyszeptał, używając w tym subtelnego pomruku.
Obecne przy tym słuchaczki nie pozostawały obojętne, bo jednak siedziały w polu rażenia i niemal mdlały od zmysłowego tonu Sasuke, zwłaszcza ta różowowłosa inicjatorka irytacji Uchihy. Jednak u głównego celu swoich uwodzicielskich działań również dostrzegł zadowalające reakcje. Małe, ale dla Sasuke znaczące. Chłopak delikatnie spąsowiał na opalonej twarzy i nerwowo dreptał w miejscu, lecz, mimo tej prowokacji,
nie odsunął się.
Później przeprosił go jedynie na moment, by po trwającej wieczność chwili wrócić z tym samym energicznym nastawieniem, z jakim
przywitał Sasuke przy odwiedzeniu restauracji. I właśnie za to nie mógł oderwać od niego wzroku.
Naruto miał w sobie jakiś przyciągający go blask. Głupie paplanie o obrzydliwym ramenie wypełniało jego błękitne oczy szczęściem, jakby właśnie spełniał swoje życie oferując to ukochane danie zwykłemu klientowi.
Chłopak był naprawdę ujmujący.
- Naruto... - wyszeptał, smakując to imię i nie mogąc pohamować uśmiechu.
- Mówiłeś coś, Sasuke? - Tą jakże odprężającą chwilę przerwał Itachi próbujący swoim natrętnym spojrzeniem uchwycić twarz brata. Jednak ten szybko zreflektował się i przywołał na powrót swoje słynne uchihowskie opanowanie.
- Miło, że już się uspokoiłeś, ale nie cieszy mnie twoje tempo. - Zmarszczył brwi, gdy dostrzegł, że nie tylko on jest oderwany od rzeczywistości, ale w jego przypadku nie szło to w parze z żółwią prędkością toczenia się ich samochodu po drodze. -Dociśnij wreszcie ten pedał gazu swoją denerwująco lekką stopą i skończmy tą pieprzoną saunę.
- Nie mogłem przewidzieć, że akurat teraz zepsuje się klimatyzacja - bronił się Itachi, wystukując pewną melodię na pokrowcu od kierownicy, który przypominał okrągły szaszłyk w czerwone, białe i zielone kuleczki dango.
Akurat w tej sprawie był stanowczy i nie pozwolił Sasuke na pozbycie się tej żałosnej ozdoby z samochodu mimo, że mieli za sobą wielokrotne zamachy z udanie przeprowadzonymi próbami podpalenia, czy innymi technikami utylizacji odpadów. Pomimo tych legalnych starań, starszy Uchiha zawsze miał pod ręką kolejny, gotowy pokrowiec i jakby przewidując takie sytuacje z udziałem przedstawiciela minimalizmu i tępiciela tandety jakim był Sasuke, hurtowo zamówił kilkadziesiąt sztuk.
- Większą szkodą jest, że nie przewidziałeś mojego wkurwienia przez tą twoją kulawą wycieczkę - rzucił zjadliwie.
- Ciesz się, że nie jest aż taka kulawa i nie mieliśmy problemu z oponami - odparł rozbawiony Itachi.
Po minucie Sasuke był w o wiele bardziej współegzystencjalnym nastoju. Opuścił szybę już do końca, gdy Itachi wreszcie przyśpieszył, a wskazówka na prędkościomierzu stała się należycie dostrzegalna, kiedy zajęła swoje prawowite miejsce po środku tarczy.
Kojący, przepełniony zapachami jedzenia i kwiatów z skromnej kwiaciarni wiatr schłodził jego rozgrzane ciało, gdy mijali kolejne zabudowania. Niechętnie stwierdził, że mimo braku popularności turystycznej, czy przypadkowych wyszukiwań w nawigacji Google, Konoha nie jest tak przedpotopowa jeśli chodzi modernizację, którą opisywał Itachi na początku podróży, by zachęcić Sasuke do skromniejszego stawiania oporu przed przyjazdem. Budynki były odnowione i zadbane nie mówiąc już, że znalazły się niezbędne miastowe przybytki jak kluby, centrum kultury, dom handlowy, czy niezbędna, do względnego zadowolenie Sasuke, siłownia połączona z basenem.
- Czemu właściwie jedziemy do tego urzędu? - zapytał, gdy Itachi ponownie ruszył po dopytaniu się o kierunek drogi. Trafiło na przechodzącą parę starszych ludzi, których nie brakowało w tej części miasta na popołudniowych spacerkach dla rozruszania kości po porze obiadowej.
- Dobrze jest omówić swój przyjazd z burmistrzem, nie sądzisz?
- Ale czemu uparłeś się, aby zaliczyć tą wątpliwą przyjemność, gdy jesteśmy świeżo po podróży? - Starał się być spokojny, ale naprawdę nie miał ochoty na ponowne wyjście do ludzi w takim stanie. Czuł, że nadal nie pachnie tak zachęcająco jak zazwyczaj, a jego ułożone, przez pęd samochodu, włosy nie zachwycały stylizacją zainspirowaną wyglądem jeża, czy prościej ujmując jest efektem używania lakieru pokonanego przez żywioł. Wystarczało mu również bycie na odstrzale spojrzeń, których nie brakowało w Habanero i dołożonych od zapytanych o kierunek spacerowiczów.
- Uwierz mi, że dziś jest najlepiej. - Zaśmiał się Itachi z podstępnym błyskiem w oczach. W takich chwilach przypomniał, że mimo wszystko jest pełnoprawnym członkiem rodu Uchiha, a jego błazeńska postawa jest tylko częścią jego rozbudowanej osobowości. - Gdy dodzwoniłem się do urzędu Shizune-san zapewniła, że przyjazd w piątek w późniejszej godzinie jest najlepszy. Podobnież nasza burmistrz lubi sobie pofolgować w weekendy, więc w poniedziałek na kacu mogłaby nas jeszcze pogonić.
- Niby czemu miałaby to zrobić? - dopytywał jeszcze nie rozumiejąc całkowitego przesłania brata. Nie skomentował tego, że miasto wyglądało o wiele za dobrze na domniemane panowanie weekendowej alkoholiczki. Przede wszystkim chronił dumę i nie chciał, aby się wydało, że jednak Itachi miał rację, że nie wywozi go w pole i to jeszcze takie leżące odłogiem. - Byle burmistrz nie ma nic do gadania, jeśli chcemy mieszkać na naszym terenie. Uchiha mają tutaj duże ziemie i pomogli utrzymać miasto w jego trudnych początkach. Konoszanie są nam coś dłużni.
- Podobno temperament Tsunade-san jest legendarny i opuścił Konohę przyznając jej miano Naczelnika - wyjaśniał, rzucając wesołe spojrzenia na Sasuke. Gołym okiem było widać, że rozmowa z bratem, zwłaszcza w tak przyjemnie normalniej atmosferze, sprawiała mu niemałą radość. Ekscytował się stanem chwilowym, ale Sasuke nie zamierzał wyprowadzać go z błędnego przekonania i czekał, mimowolnie zainteresowany jego paplaniem, na kontynuację opowieści o ich przyszłej rozmówczyni. - Jeśli ktoś sprawia problemy, nie ma skrupułów, aby go wszelkimi sposobami wygonić z miasta. Do tego mieszkańcy są bardzo solidarni i nie pozwalają na zakłócanie swojego spokoju. Sam zauważyłeś, że jest tu wiele starszych osób, które doczekały się wnuków, które najczęściej nie wyjeżdżają i przejmują po nich wielopokoleniową schedę. Występują tu bardzo mocne więzi rodzinne, które widać i...
- Starczy - uciął gwałtownie, widząc już górującą nad miastem siedzibę burmistrza, która w tej chwili była dla niego zbawieniem. Nie miał zamiaru słuchać o przepełnionych miłością mieszkańcach Konohy, gdy jego własna rodzina wywaliła go z domu i jedynie z łaską, po burzliwej rozmowie z Itachim, nie skreśliła go z rodzinnego rejestru. - Nie potrzeba mi wiedzieć nic więcej o tej pipidówce.
- Sasuke - Itachi upomniał go zmęczonym głosem, gasząc silnik na niewielkim parkingu. Oprócz tego, gdzie ulokowali samochód nie było ani jednego zajętego miejsca. Widocznie mieszkańcy niechętnie odwiedzali ich burmistrza, albo nie używali samochodów, których, przy dotarciu tutaj, mijali zaledwie parę. Itachi odpiął pasy, ale nie wysiadł. Jedynie przekręcił się w bok, w kierunku brata, z poważną miną. - Nie chcę, abyś zrobił coś nieodpowiedniego w gabinecie Tsunade-san. Hamuj się w swojej złości i po prostu przemilcz, jeśli coś ci się nie spodoba.
- Czy to jedna z pierwszych lekcji mojego kursu behawioralnego? - Zaśmiał się bez cienia wesołości, łapiąc za klamkę z zamiarem bezzwłocznej ucieczki, lecz przeszkodziła mu silna dłoń brata na jego ramieniu. Mimo wściekłego spojrzenia, jakim potraktował go Sasuke, Itachi nie zaprzestał przekraczania jego osobistej granicy, a jedynie wzmocnił uchwyt. Sasuke westchnął cierpiętniczo, wiedząc czego od niego oczekują. - Będę się zachowywał jak przykładny chłopczyk, a teraz mnie puść!
Itachi jeszcze przez moment przypatrywał mu się w skupieniu i niemrawo poluzował chwyt, co starczyło, aby Sasuke się wreszcie wyrwał. Ruszając w stronę wejścia, przeklinał w myślach brata i przy okazji ćwiczył powstrzymywanie się w uzewnętrznianiu swojego wkurwienia, które ostatnio znalazło całkiem nowy poziom.

***

- Ale wyrosłeś, Itachi - oceniła szczupła blondynka, gdy szybko oderwała się od zebranej przy biurku papierowej kolumny dokumentów. Z widocznym zadowoleniem tą zbawienną przerwą, odrzuciła trzymany długopis, podrywając się z fotela. Wpuszczająca ich do gabinetu, niejaka Shizune, na odchodne rzuciła ostrzegające spojrzenie na swoją przełożoną, która najwidoczniej znajdowała się pod jej czujnym, a wręcz pantoflim nadzorem. Nie przejmująca się tym kobieta obeszła stanowisko pracy, podając dłoń Itachiemu. - Pamiętam cię jeszcze, gdy biegałeś w samych gaciach po ulicach, bo nie chciałeś założyć bluzeczki z krówką.
- Pamiętam - przyznał ze śmiechem, ale przyjmując ten zwyczajowy upór na twarzy. Sasuke obserwował to wszystko z zainteresowaniem, chociaż wybryki jego brata były dla niego dobrze zgłębionym tematem. Mimo tego, poznanie kolejnego dowodu głupoty, a raczej niezrównoważenia Itachiego było zbyt kuszące. W końcu lubił mieć rację, zwłaszcza, że jego opinia jest na bieżąco utwierdzana. - Tego dnia mieliśmy na obiad steki wołowe i dla mnie były ohydne. Nie dałem sobie założyć czegoś z krówką, bo jej męski odpowiednik bardzo mnie rozczarował.
- Nadal masz ten swój urok - podsumowała z uśmiechem. Już chciała coś powiedzieć, ale zastygła, gdy dostrzegła niechętnie stojącego z tyłu kolejnego audiencjowicza. - A to pewnie, Sasuke. - Chłopak skrzywił się niezauważalnie, gdy piwne, oceniające go tęczówki spoczęły na jego osobie. Itachi zrobił przejście blondynce, gdy podeszła do niego, wciąż nie spuszczając zaciekawionego wzroku. - Jestem Tsunade i w odróżnieniu do Itachiego nie mieliśmy przyjemności się poznać. Twoi rodzice opuścili Konohę, gdy Itachi miał cztery lata, więc nawet nie byłeś jeszcze w planach.
- Teraz też nie jestem - odgryzł się mimowolnie, za późno gryząc się w język. Stosunki z rodzicami, a zwłaszcza z ojcem, nie muszą być wyciągane już na pierwszym spotkaniu i to jeszcze z burmistrzem. Jednak nawiązanie Itachiego w samochodzie do idealnej rodziny wytrąciło go z równowagi i teraz nie mógł nad sobą zapanować. Ignorując zbolałego, jego zachowaniem, brata, skupił się na rozmówczyni, która nie przejęła się tymi refleksyjnymi słowami, a jedynie delikatnie uniosła brew.
- Więc sprowadzacie się na dwa miesiące? - zapytała, zwracając się już do obu braci, co Sasuke przyjął z ulgą. Możliwym było, że sama Tsunade wyczuła, że młodszym Uchihą nie opłaca się teraz pieszczotliwiej zajmować i więcej zyska wypytując skorego do odpowiedzi Itachiego. - Mamy wiele dobrych posad, a o dom nie musicie się martwić. Moglibyście dłużej zostać w Konosze niż tylko na wakacje.
- To się okaże, Tsunade-san - odparł lekko, jednocześnie znacząco zerkając na brata. - Mamy z Sasuke pewną umowę i tylko od niego zależy, ile będzie trwać nasz pobyt tutaj.
- Rozumiem. - Uśmiechnęła się tajemniczo, kierując się w stronę niebezpiecznie obciążonego biurka, przez które chyba każdy zwątpiłby w zdolności organizacyjne burmistrza. - Gdzieś mam pomocniczą mapkę, abyście szybciej trafili do dzielnicy Uchiha. Od waszego wyjazdu Konoha się rozrosła, więc moglibyście się nawet zgubić. - Zaczęła chaotycznie przetrząsać stosy, cicho warcząc pod nosem, gdy jej poszukiwania spełzały na niczym, a jedynie naruszała niestabilną konstrukcję dokumentów i segregatorów. Bracia wymienili strachliwe spojrzenia, domyślając się chyba szybciej od Tsunade, co może się za chwilę stać nowym dywanem w tym biurze.
- Nie trzeba, Tsunade-san. Sami trafimy do siebie, a zwiedzanie miasta przy naszej możliwym zagubieniu będzie miłą atrakcją. Nie będziemy ci zabierać, więcej czasu niż to konieczne. - Kobieta na te marne wymówki znów wspomogła się uniesieniem brwi, ale z dalszym opanowaniem przystał na tą propozycję. Pewnie chciała skończyć przeszukiwania bez dalszych nerwów i większych szkód. Żegnając się już z braćmi, niespodziewanie nachyliła się do Sasuke, który wychodził z gabinetu jako ostatni.
- Mam nadzieję, że nie sprawisz nam problemów - rzuciła mocnym, wręcz złowróżbnym tonem, gdy drzwi domknęły się nie ukazując już jej poważnego spojrzenia na tej groteskowo uśmiechniętej twarzyczce. 
Sasuke stał tak przez chwilę wpatrzony niewidzącym wzrokiem w drewnianą powierzchnię przed sobą, czując jak dłonie natychmiastowo zaciskają się w pięści.
Już kolejna osoba popatrzyła na niego jak na źródło wszelakich kłopotów. Najpierw byli rodzice, później wykładowcy na uczelni, gdy swoim nazwiskiem bronił się przed reprymendami za swoje rzekome przewinienia, a teraz dołączyła Tsunade. Każdy z tych osób oceniał go za chłodne obycie, mimo że nie poznali jego prawdziwego charakteru. Nawet własny ojciec nie wiedział jaki jest Sasuke, a chciałby go skreślić za jedną cechę jego osoby.
Cały spięty ruszył do wyjścia ponaglany dobrze znanym i nadal irytującym dźwiękiem klaksonu, który mógł być wytwarzany przez jedną obojętnie patrzącą na niego osobę.


Perspektywy -2-

Gdy nowo poznany blondyn przeprosił ich na chwilę, odchodząc w stronę kuchni, Itachi nie potrafił pohamować nachalnego spojrzenia skierowanego w stronę obcej osoby, która do niedawna była jego bratem.
Przeżywał dogłębny szok i zastanawiał się, czy przypadkiem jedzenie, z którym miał bezpośredni kontakt przy wyrzucaniu do metalowego kubła koło wejścia, nie wydzielało jakiś halucynogennych oparów.
W końcu Sasuke narzekał, że ta ich nielegalnie przewożona, iście finezyjna mieszanka może być wzięta, na najbliższym patrolu policyjnym, za innowacyjną bombę biologiczną, więc nie zdziwiłby się, gdyby w tych wrednych słowach była odrobina prawdy, zważywszy na widziane przed chwilowe rewelacje.
Chociaż nawet, gdyby to była prawda, bronił się argumentem, że od dawna nie został zatrzymany za nieprawidłową jazdę, bo w końcu miał perfekcyjne wyczucie drogi i brak jakichkolwiek przewinień kończących się mandatem.
Jednak Sasuke i na to znalazł odpowiedni komentarz powołując się na jego ostatni incydenty, gdy to zagapił się na malutkim rondzie nie wiedząc gdzie skręcić. Więc krążył tam przynajmniej cztery razy, aby zastanowić się nad tym, który zjazd wybrać. Wtedy i jemu zrobiło się niedobrze i to nie tylko od nieposądzanych u siebie umiejętności driftu, a bardziej od tej miniaturowej karuzeli, którą zafundował im w ramach atrakcji. A o zażenowaniu tym wszystkim w obecności lekko zielonego, ale nad wyraz wkurzonego brata wolał nawet nie myśleć.
- Czemu się na mnie gapisz? - Z rozmyślań wybudził go na powrót zgryźliwy ton Sasuke, tak różniący się od tego, można rzec, że człowieczego, sprzed kilku chwil. Zamrugał wykonując szybkie serie powiek, by pozbyć się wrażenia snu na jawie.
- Czemu mam wrażenie, że pierwszy raz od dawna widzę twój prawdziwy uśmiech? - odpowiedział pytaniem, opierając głowę na dłoni.
Kanapa niemiłosiernie wbijała mu się w pośladki, bo siedząc na jej kancie i niemal leżąc już na stoliku, próbował maksymalnie przybliżyć się do tego fascynującego obrazu, jakim była twarz Sasuke.
Miał jeszcze nadzieję, że przed tym pogłębiającym się szokiem ochroni go możliwość utraty ostrości wzroku przez wyczuwalną woń cebuli, czy wychodzących z kuchni oparów. Jednak, pomimo kamiennej maski dostrzegł zadowolone iskierki w oczach Sasuke, by na nowo zwątpić w swoje nietrafne teorie.
- Chyba musimy coś zamówić, bo od tego głodu zaczynasz pieprzyć głupoty - stwierdził spokojnie Sasuke, chwytając za leżącą kartę koło fikuśnego pomarańczowego wazonika w niebieskie grochy.
Powtórzył czynności brata, ale Itachi za nic w świecie nie mógł się skupić na tekście, mając przed oczami wspomnienie rozpromienionego Sasuke tak podobnego do tego beztroskiego chłopca sprzed lat.
- Pójdę do łazienki - mruknął niepewnie.
Stwierdził, że powinien się zająć bardziej naglącą potrzebą jego organizmu niż spędzić kolejne kilkadziesiąt minut na próbie połączenia literek w sensowne słowo z menu. Nadal był zamyślony przez, co zawadził boleśnie o kant stolika, co było niedorzeczne przy jego ślamazarnym wstawaniu. Od jednoosobowej widowni przy swoim stoliku otrzymał w nagrodę pogardliwe prychnięcie.
- Dobrze, że nie w nabiał, braciszku - mruknął jedynie, ponownie czytając.
Itachi zaśmiał się nerwowo i ruszył dość kulawo w stronę toalety, by wydać z siebie serię piskliwych odgłosów, przez które miałby do końca życia przyszytą łatkę do swojej i tak marnej reputacji.
Zanim się oddalił usłyszał jeszcze wyjątkowo rozbawiony głos Sasuke.
- Może wezmę sobie coś z jajkami?

***

- Wiesz, że Uchiha dziwnie się na ciebie gapił? - dopytywał dla upewnienia się Choji, zdejmując już strój roboczy. Kończyła się już jego zmiana i całe szczęście!
Obcując z młodszym z braci podejrzewał, że mógłby się nabawić jedynie wrzodów. Już nawet czuł, że od tych niecodziennych nerwów, boli go żołądek. A przecież miał dzisiaj w planach zrobić sobie małą ucztę i wypróbować większość przepisów z ich restauracyjnej karty!
Dzięki temu zwiększał swoje umiejętności kulinarne, które musiały się poprawić, zważywszy na to, że gotowanie w domu dla własnej przyjemności, nie było tym samym, co gotowanie dla wygłodniałej masy ludzi w popularnej, regularnie obleganej restauracji. A jeśli przy okazji tego treningu będzie zmuszony zjeść obiekty swoich ćwiczeń czuł, że może pogodzić się z tym niebywałym poświęceniem.
Ale, co mógł teraz zrobić, gdy gardło zacisnęło się boleśnie, a w brzuchu nie pozostawało nic oprócz niezrozumiałego strachu? Nie było mowy o żadnej radości z jedzenia, a on kochał jeść, co pokazywał swoim zaangażowaniem i wkładem w rzetelną pracę. By chociaż uratować swoje delikatne nerwy, bo jego układ pokarmowy stanowczo odmawiał ich wieloletniej współpracy, zostawała mu już tylko ucieczka w bezpieczne, pozbawione zagrożenia miejsce.
Aura otaczająca tego jednego, lecz nadal niepozornego człowieka była tak złowieszcza, że nawet dziecko mogłoby go wziąć za uosobienie czarnego charakteru rodem z każdej jednej powieści literackiej, czy typowej bajki. Oczywiście dziecko pojęłoby to z tą dziecinną łatwością, ale nie dziewczyny, które już teraz śliniły się na widok nowego obiektu westchnień w ich małym mieście.
Chłopak westchnął smętnie czując, że teraz całkowicie nie ma szans na poderwanie jakiejś, jak to mawia Kiba, laseczki. Nadmierna tusza już mu wystarczająco utrudniała w tym żmudnym zadaniu, a kolejny przystojniak, który przesłoni kogoś tak wartościowego i czułego, jak on, jedynie obniży jego szanse do minusowej skali prawdopodobieństwa.
- Wydaje ci się. - Naruto zaśmiał się nerwowo na tą niepojętą dla niego informację.
Przez to nie powstrzymywał się, od co chwilowego spoglądania w kierunku sali, by sprawdzić wymyślne osądy przyjaciela.
Na szczęście byli w większości osłonięci przed ciekawskimi klientami, a zwłaszcza jednym z nich, więc samemu mógł pozwolić sobie na małe szpiegostwo.
Nie rozumiał, dlaczego mógłby być obserwowanym przez ich nowego mieszkańca zwłaszcza, kiedy ten spokojnie przeglądał rozpiskę dań w Habanero i wyglądał na raczej znudzonego jego restauracją, nie mówiąc już o interesowaniu się obecnymi w pomieszczeniu ludźmi.
- Może patrzył na moje znamiona - zasugerował, wzruszając obojętnie ramionami.
Ruszył w stronę zaplecza, gdzie pracownicy przetrzymywali swoje rzeczy. Była tam również wygodna kanapa i stolik, na którym wylądowała jego sportowa torba. Zakładając na siebie czarną bluzę kuchenną z motywem płomieni na końcach rękawów, przypominał sobie, że nie wziął żadnej opaski na włosy. Bez tego trudno było się skupić na gotowaniu, kiedy co chwila wyczuwałeś drażniące kropelki potu na swoim czole.
- Jest to możliwe - przyznał niechętnie Choji, który wszedł do pomieszczenia i zerwał jedną z dojrzałych już pomarańczek stojących na parapecie. Od kuchni bił taki gorąc, że drzewka cytrusowe z łatwością wykorzystywały tą sposobność do szybkiego rośnięcia, a Naruto nie musiał się martwić o rachunki za ogrzewanie lokalu.
- Tylko ja cię z dobrego serca ostrzegam, Naruto, abyś znów pochopnie nie wyskoczył ze swoją życzliwością- zastrzegł, wskazując na niego ostrzegawczo. - Ten cały Sasuke jest dość dziwny. Lepiej na niego uważać pamiętając, że przecież przyjechał z miasta. Nie zaszkodzi mieć go na oku.
Naruto dobrze wiedział, do czego odnosi się szatyn. Nie pierwszy raz trafiali się jacyś przejezdni z wielkiej stolicy, co myśleli, że w małej mieścinie mogą robić, co tylko im się żywnie podoba. Ten konkretny Uchiha idealnie wpasowywał się do tej niepokojącej grupy swoim wyglądem, sprawiając wrażenie stojącego ponad wszystkim wokół.
Mimo to, całkiem ciepło przywitał Naruto i to raczej jego brat wyglądał na jakiegoś odludka. Nawet się nie odezwał i wpatrywał się zaszokowany w Sasuke, jakby rozmowa z miejscowym chłopakiem była niecodziennym wydarzeniem.
- Nie wolno oceniać bezpodstawnie, Choji - zastrzegł poważnie Naruto.
Akurat w tych sprawach nigdy nie żartował i nie miał zamiaru określać człowieka zanim go pozna. Jeśli bracia Uchiha naprawdę będą zadufanymi, wywyższającymi się ważniakami dostosuje się do ich zachowania odpowiadając podobnym traktowaniem.
Jednak nie chciał na koniec pracy Chojiego, zostawiać pomiędzy nimi tej napiętej atmosfery. Zbliżył się do przyjaciela, który obojętny na jego słowa podrzucał jeszcze dziwnie nietkniętą pomarańczkę.
- Na oku, tak? - zaczął uśmiechając się chytrze. Zacmokał teatralnie zyskując uwagę szatyna. - Tylko mi nie mów, że tobie też się podoba nasz nowy mieszkaniec.
- Też? Podoba? - powtarzał Choji szczycąc się swoją elokwencją. Blondyn jedynie pokręcił z politowaniem głową, uśmiechając się znacząco. Podszedł bliżej, nachylając się do jego ucha i używając konspiracyjnego szeptu.
- No przecież widzisz, jak wszystkie klientki nabrały chętki na ten zabójczy duecik. Zrozumiem, jeśli i ty też tak uważasz - rzucił na koniec, uśmiechając się niewinnie. Choji mimowolnie zarumienił się, co było niespotykanie zważywszy na fakt, że normalnie na jego policzkach widnieje muśniecie czerwieni.
- Weź nie przesadzaj, Naruto - zganił chłopaka, machając rękami na wszystkie strony. Naruto poszerzył uśmiech, w odpowiedzi wzruszając niewinnie ramionami.
Dał czas Chojiemu do odetchnięcia, podchodząc do przymocowanego, do jednych z dzwiczek szafy, lustra. Wzdychając smętnie pociągał za przydługie już kosmyki. Mruknął, gdy jeden z nich wszedł mu do oka, powodując nieprzyjemne pieczenie. Z takimi utrudnieniami nie zamierzał gotować.
Odwrócił się do przyjaciela, który zamierzał z pozostałą mu godnością, opuścić pomieszczenie.
- Masz może jakąś spinkę? - zapytał z nadzieją.
Szatyn posłał mu nierozumiejące spojrzenie, bo chyba jeszcze do końca nie pozbierał się po ostatnim żarcie Naruto. Jednak dzielnie się otrząsną, rzucając mu wątpiące spojrzenie.
- Czy wyglądam na takiego, co to potrzebuje spinek we włosach?
Naruto zagryzł ze śmiechu wargę, ale nie mógł się powstrzymać od komentarza.
- Tak się dziś przyglądałeś tym Uchihom, że aż pomyślałem, że takie kobiece sprawy nie są ci obce.
- Nie przesadzaj Naruto z tymi swoimi żartami. - Zdenerwował się ponownie Choji, który przez chwile zniwelował nasycenie swoich rumieńców, ale jak widać, wcale niepotrzebnie.
- Jesteś dziś strasznie drażliwy - zawyrokował trafnie. Jego przyjaciel nie szczycił się aż tak zmiennym charakterem.
- Bo mało dziś zjadłem i nie zanosi się, abym mógł to jakoś zmienić.
Zanim Naruto spytał się o jego zdrowie, bo to nienormalne, że Chojiemu brakuje apetytu, ten szybko czmychną, zamykając drzwi.
Naruto pokręcił głową ze śmiechem.
- Przyjeżdżają nowi i już są jakieś problemy.

***

Gotowy wychodząc na salę zauważył, że nie będzie miał dzisiaj tak wiele roboty, jak to strachliwie przypuszczał. Skończyła się już pora obiadowa, a do wieczora zostawało jeszcze dużo czasu. Podszedł żwawo do dwóch przejętych dziewczyn, uśmiechając się wesoło.
- O, Naruto - rzuciła Ino, która była skłonniejsza do rozmowy od różowowłosej przyjaciółki, która nieprzerwanie i raczej tępo wpatrywała się w zawartość jednego z boksów.
Nie umknęło to uwadze Naruto, ale umyślnie starał się nie patrzeć w tamtą stronę. Po komentarzu Chojiego przez dłuższą chwilę nie zamierzał wprowadzać sobie chaosu do myśli przez niedorzeczne insynuacje. Powinien skupić się na robocie, a nie na sprawdzaniu, czy jest pod nietypowym nadzorem jednego z przybyszów.
- Nadal będziesz gotował? - zapytała zaciekawiona, nie kryjąc zdenerwowania. Naruto zrozumiał jej obawy, drapiąc się w tył swojej czupryny.
- Tenten nadal jest chora, a nie mogę wykorzystywać tak Chojiego - mówił za szybko, co wskazywało na jego obawy. - Ale spokojnie! Wszystko mam pod kontrolą i nie spalę żadnych potraw!
- No mam nadzieję - dodała dziewczyna, opierając się o ladę. - Dobrze, że jesteś właścicielem, a nie kucharzem, bo byś całkiem zbankrutował, nie tylko przez brak klientów, ale też wypłacając im odszkodowanie za uszczerbek na zdrowiu po zjedzeniu twojego jedzenia.
- No, wiesz! - obruszył się, ale nie zamierzał oponować.
Jego zdolności kucharskie były na poziomie pomagającego mamie przy gotowaniu dzieciaka. Ledwie siebie zdołał wyżywić przez te kilka lat, nie wspominając już o klientach.
Czekał już na upragniony powrót Tenten, aby nie żyć w tym całym stresie, ale najpierw...
- Ino, masz może jakąś spinkę?
Nietypowym pytaniem pozyskał nawet uwagę Sakury, która zamrugała gwałtownie, jakby teraz zauważyła swojego przyjaciela. Blondynka zaśmiała się w odpowiedzi łapiąc za torebkę wiszącą na oparciu wysokiego, barowego krzesła.
- Może być wsuwka, Złotowłosa? - dopytywała z uniesioną brwią i ostentacyjnie wzruszając ramionami na nieme pytanie Naruto odnośnie tego intensywnego różowego koloru oferowanej ozdoby do włosów.
- Nie masz innej prawda?
- Nie - odparła wesoło. - To jak? Pomóc ci?
Zanim Naruto zdążyłby odmówić, już został pociągnięty na miejsce Ino i przez nią sprawnie obsługiwany. Dziewczyna z łatwością zagarnęła przeszkadzające Naruto kosmyki z grzywki, przypinając je dwoma wsuwkami do boku czupryny. Chłopak nawet nie chciał wiedzieć, jak nieopisanie męsko musiał teraz wyglądać, więc po prostu podziękował, zwalniając miejsce wielce zadowolonej Ino.
- Ładnie ci w różowym - dorzuciła się rozbawiona Sakura do tej jawnej konspiracji. Naruto jedynie westchnął poddając się temu połączonemu sojuszowi żeńskich sił.
- Tobie ładniej - odparł, chwytając za jedno pasmo należące do dziewczyny.
Były krótsze niż zapamiętał i już chciał się zapytać, gdzie ścięła włosy, bo przecież jemu też przydałby się jakiś fryzjer, gdy poczuł nagły dotyk na nadgarstku.
Zaalarmowany odwrócił głowę, napotykając intensywne spojrzenie czarnych oczu. Było to tak niespodziewane, że rozluźnił dłoń, puszczając włosy Sakury.
Nie spodziewał się, że właśnie teraz ktoś może do niego podejść, a co najważniejsze chwycić go za rękę. Dlatego zaskoczony nie mógł się poruszyć mimo, że Sasuke stał tak blisko, że Naruto wreszcie pojął, co Choji miał na myśli mówiąc o dziwnym spojrzeniu bruneta.


Perspektywy -1-

Złotowłosy chłopiec siedział sztywno na krańcu kanapy, trzymając na kolanach pewne zniszczone i podarte na brzegach zdjęcie. Jego wzrok, zamiast mieć utkwiony w owym przedmiocie, skierował na nieistniejący punkt przed sobą. Oczy niemal przyzwyczaiły się do tego uciążliwego szczypania, z którym radziły sobie nieprzerwanym potokiem łez. Lecz jego serce nadal nie mogło zrozumieć. Nadal się sprzeciwiało, wybijając swój buntowniczy rytm.
Przecież osoby na fotografii były uśmiechnięte. Zapewne też szczęśliwe. Więc dlaczego...
- Naruto! Jesteś w domu? - rozniósł się donośny głos i odgłos domykanych drzwi. Mimo tego chłopiec nadal trwał w swoim odrętwieniu. Zdawał się odłączony od rzeczywistości.
- Naruto? - zaniepokojony, ponownie przywołał imię podopiecznego.
Wchodzący do salonu Jiraiya, upuścił torbę z zakupami, która z charakterystycznym dźwiękiem zwiastowała stłuczeniem się szklanych produktów. Dowodziła temu powiększająca się biało-pomarańczowa kałuża, która przesiąkając przez niepraktyczną, ale ku zadowoleniu świata ekologiczną torbę, wsiąkała w niebieski dywan pokrywający salon.
- Co się... - zaczął, szybko doskakując i klękając przy chrześniaku. Jednak, gdy zrozumiał, co chłopiec dzierży w dłoniach, westchnął ciężko.
Wiedział, że ta sprawa kiedyś wyjdzie na światło dzienne, ale nie podejrzewał, że będzie zmuszony wyjaśnić to wszystko Naruto już w wieku dziewięciu lat. Jego spojrzenie z przejętego zmieniło się na łagodne i jednocześnie wypełnione bólem. Wspomnienia odżyły, gdy przyglądał się dłużej czerwonowłosej kobiecie.
- Skąd masz to zdjęcie? - zapytał spokojnym tonem. Nie otrzymując odpowiedzi poderwał się z klęczek, co jego stare stawy w kolanach przyjęły z głośnym skrzypnięciem. Usiadł koło chłopca, zagarniając go ramieniem do swojego boku. Przez to napotkał parę zaskoczonych błękitnych tęczówek, które świadczyły o tym, że chłopiec dopiero teraz zwrócił uwagę na towarzystwo opiekuna. Uśmiechnął się uspokajająco, wskazując głową na fotografię.
- Znalazłeś to w moim gabinecie, prawda? - Właściwie nie musiał pytać.
W swoim pomieszczeniu miał wiele pamiątek, w tym właśnie albumów. Nic dziwnego, że ciekawska natura Uzumakich, porywczość młodości i solenny zakaz grzebania w jego rzeczach sprawiły, że nadeszła owa, nieprzyjemna chwila.
Pogłaskał chłopaka po złotej czuprynie wiedząc, że Naruto był w tych sprawach jak zwierzątko- trudne sprawy wprawiały go w zagubienie, a dotyk i opanowany ton rozmówcy sprawiał, że potrafił się wyciszyć. Tak też było i w tym przypadku. Drobne ciałko rozluźniało się stopniowo, a z gardła mimowolnie wydobywały się zadowolone pomruki.
- Jesteś zły?- usłyszał zachrypnięty głosik. Naruto spoglądał na niego nieśmiało, ukazując zaczerwienione oczy. Chociaż teraz już nie szkliste. Mężczyzna zaprzeczył od razu, kręcąc głową.
- Nie obwiniam cię o to. Powinieneś wiedzieć już dawno - przyznał, czując poczucie winy.
Mimo młodego wieku, Naruto był już bystrym chłopcem i dostrzegał nieprzychylne spojrzenia mieszkańców, czy usłyszał strzępy okropnych plotek na temat swojej rodziny. Mimo zakazu zastępczego burmistrza wiedział, że ludzie żyli utratą ich wspaniałego Namikaze, obwiniając o wszystko Kushinę i niewinnego temu wszystkiemu Naruto.
A przecież to był dobry dzieciak. Mimo wszystko, jeden szczegół doprowadził do stanu, gdzie cała osada pogardzała Uzumakim, przypisując mu winy matki.
- Dzisiaj w akademii, Iruka pytał się kim są nasi rodzice - szeptał Naruto. Pociągał noskiem, wtulając się bardziej w większe ciało opiekuna. - Gdy doszło do mnie, cała klasa popatrzyła na mnie... patrzyli na mnie tak... - zagryzł wargę. - Czemu oni patrzą na mnie, jakbym był jakimś potworem?
- Naru... - Chciał zaprotestować, ale chłopiec gwałtownie oderwał się od niego. Zeskoczył z kanapy stając przed chrzestnym z zaciśniętymi piąstkami.
- Czemu oni wszyscy mnie nienawidzą!? - krzyczał sfrustrowany, maltretując przydługie kosmyki, gdy zaczął za nie ciągnąć. Z policzków, z tymi charakterystycznymi znamionami w kształcie lisich wąsów, spływały kryształowe krople. - Dzieciaki w szkole mnie unikają, a ich rodzice wciąż i wciąż powtarzają, aby się do mnie nie zbliżały. Czemu gdy mieszkańcy słyszą moje nazwisko krzywią się i...
Jiraiya przyciągnął z powrotem chłopca, zamykając go w szczelnym uścisku. Nic nie mówił i nie reagował na jego sprzeciwy. Po prostu trzymał łkającego chłopca, chcąc go uspokoić. Chciał go zapewnić, że będzie przy nim, że będzie dobrze.
- Dlaczego ich tu nie ma? Czemu nie ma z nami taty? - zdołał powiedzieć między kolejnymi szlochaniami.
- Wszystko ci wytłumaczę, Naruto. Ale będziesz musiał zaakceptować fakt, że twój ojciec już nigdy do ciebie nie wróci...

***

Jadąc nieprzerwanie od trzech godzin, wiadomym było, że prędzej, czy później pewien czarnowłosy osobnik da upust swoim niezadowoleniom. I tak to był cud, że do erupcji doszło dopiero teraz, a nie na wstępie, gdy wsiadał do samochodu.
- Czy dopasowujesz się do tej zacofanej wsi, niemal jadąc na wstecznym? - warknął, odpinając pas.
- Co robisz, Sasuke? - jęknął strachliwie Itachi, próbując nie wjechać do najbliższego rowu, gdy jego brat przechodząc na tylne siedzenia specjalnie potrącił go łokciem.
- Nie widać? - Położył się na fotelach opierając nogi o boczną szybę. - Abyś zrozumiał, mój ty niedomyślny braciszku, wyciągam kopyta.
Starszy Uchiha jedynie zachichotał. Wiedział, że Sasuke urządzając całe to przedstawienie, nie miał na uwadze rozprostowanie zesztywniałych kończyn, lecz właśnie to frazeologiczne znaczenie.
- Nadal się boczysz o tą przeprowadzkę?
- Jasne, że nie! - warknął, na chwilę się unosząc, by szepnąć jadowicie do ucha kierowcy. - Każdy byłby zadowolony, gdyby go wyrzucili z idealnej rodzinki prosto na jakieś zadupie.
- Sasuke - westchnął Itachi.
Dostrzegł już pierwsze zabudowania Konohy. Zbliżali się do celu, co przyjmował z ulgą, ale też ze strachem.
Co zrobi Sasuke, gdy już go wypuści z auta?
Podejrzewał, że musi zawiadomić policję i straż pożarną, aby uważali na potencjalne incydenty. W swojej studenckiej karierze młody Uchiha już szczycił się swoją pokaźną uczniowską kartoteką, która niestety ujrzała światło dzienne. Może normalnie przeszłoby to bez większego echa, ale już nie w przypadku ich rodziny.
- Zaakceptuj to, Sasuke. Masz spędzić wakacje w naszej letniej rezydencji, a w tym czasie ocenię, czy dojrzałeś na tyle, aby wrócić na studia. - W odpowiedzi usłyszał jedynie pogardliwe prychnięcie.
Jedynym plusem było to, że Sasuke jeszcze go słuchał, ale oczywistym było, że ma głęboko gdzieś jego słowa. Jednak Itachi nie tracił jeszcze nadziei w odróżnieniu do ich rodziców, którzy zamierzali całkowicie skreślić jego braciszka. Jednak Sasuke to nie nieudana inwestycja, lecz człowiek. A człowiek potrafi się jeszcze zmienić.
Sasuke musiał się uspokoić. Musiał ochłonąć, zanim walnie jeszcze raz swojego opanowanego brata i spowoduje wypadek, w którym skończy się ta żałosna próba resocjalizacji.
Dorwał się do ich zapasów, z których zostały jedynie jakieś poobijane owoce, czy rozwalona kanapka, której chleb zjednoczył się z pomidorem tworząc artystyczną paćkę. Mimo to wygrzebał ocalałą butelkę wody i cieknący termos z typowo zimną herbatą.
- Daleko jeszcze? - zapytał siląc się, aby nie nadużywać zbyt wiele zwierzęcych warkotów.
- Kilka kilometrów i dojedziemy do centrum- odpowiedział wesoło Itachi. - Za chwilę wjedziemy do miasta. Jestem ciekawy, jak to się wszystko zmieniło. Słyszałem, że pewien burmistrz przyczynił się do całkiem niezłej modernizacji i...
- Będziesz dalej mnie karmił tymi ochłapami, czy zajedziemy gdzieś na jakiś obiad? - przerwał ten ciekawy wykład. Głód nie pomagał w próbach uspokojenia, a jeszcze Itachi zachwycający się tą podrzędną wiochą dokładał swoje trzy grosze.
- W sumie też jestem głodny- przyznał zerkając przez lusterko. - Nic nam już nie zostało?
- Wolisz kandyzowane jabłko, puree z banana, czy mały zraszacz zielonej herbaty, którą choć raz mogłeś właściwie zaparzyć, a nie zalać zimną wodą? - zapytał słodko. Nagle jego twarz rozjaśnił krzywy uśmieszek. - Mamy jeszcze pieczywo pomidorowe z serem, które powinieneś jeść łyżką, której, tak jak normalnego jedzenia, nie mamy.
- No już, już - rzucił uspokajająco. - O! Tu reklamują jaką restaurację! ,,Habanero'' - brzmi cudownie!
- Jeśli znów zaciągniesz mnie do jakiejś meksykańskiej knajpy, od razu zapowiadam, że nic nie tknę, a ty nie otrzymasz ani jednej rolki papieru, gdy będziesz uprawiał jogę na kiblu - zastrzegł groźnie.
Dobrze pamiętał wariacie ekscesy Itachiego w kuchni i ten poroniony pomysł z maratonem kulinarnym dla poszerzenia horyzontów smakowych.
Okazało się, że ostre przysmaki działają jednakowo na układ pokarmowy Uchihów, co spowodowało okresem rekonwalescencji przez najbliższe dwa dni. Przez ten czas Sasuke poprzysiągł, że już nigdy nie zaciągną go do podobnej jadłodajni, a zwłaszcza w towarzystwie brata.
Jednak obecny przypadek mógł pominąć. Groziła mu śmierć głodowa, a nie zamierzał się zniżać do jedzenia tych odpadków, które zaczęły już przeprowadzać wszelkie procesy chemiczne zaczynające się od fermentacji.
- Piszą, że to tradycyjna kuchnia - bronił się Itachi. Zatrzymał się niedaleko budynku, na którym widniało ogłoszenie.
Wielka, czerwona papryczka szczerzyła się do nich i zapraszała do spróbowania najlepszego w okolicy ramen. Małym druczkiem dodano, że serwują również mięso z grilla, czy owoce morza, ale było to tak drobne, że jedynie wyborowe zdolności wzrokowe braci mogły im pomóc to rozszyfrować.
- Może być- mruknął Sasuke wracając już na przedni fotel. Jednakże tym razem jego brat nie otrzymał niespodziewanego uderzenia.
- To dobrze, bo i tak musielibyśmy się zatrzymać - przyznał ze śmiechem Itachi.- Natura wzywa.
- Trzeba było nie chlać tyle herbaty! Mogłeś chociaż wypić tą z tego termosu, który tworzy nam basen na wycieraczce! - wyrzucał z siebie Sasuke, mając dość nieplanowanych postojów.
Podczas ich podróży Itachi zatrzymywał się już z sześć razy, co przedłożyło ich męki w blaszanej puszce, której musiała akurat teraz popsuć się klimatyzacja.
Dla urozmaicenia rozrywek jego nadpobudliwy braciszek wyśpiewywał większość piosenek lecących z jego ulubionej radiostacji, przez, co na jednej ze stacji paliw, gdy to kierowca poszedł za potrzebą, Sasuke bezceremonialnie odłączył radio i wyrzucił je przez okno. Wtedy po groźbach dotyczących zostawienia Itachiego przy kolejnym postoju nie zatrzymywali się aż do teraz.
- Masz szczęście - mruknął wreszcie Sasuke, gdy jego brzuch zaburczał donośnie. Itachi zaśmiał się w odpowiedzi.
Parkując już pod miejscem docelowym, Sasuke bezzwłocznie opuścił samochód trzaskając drzwiami. Miał wrażenie, że cały śmierdzi tym popsutym jedzeniem, a spocone po podróży ciało nie mogło wydzielać przyjaznych środowisku zapachów.
- A co z... - Itachi zaczął wskazując na ich zapasy, ale widząc mordercze spojrzenie Sasuke uśmiechnął się lekko samemu zbierając się za sprzątanie.
Po chwili kierowali się już do środka lokalu, który był całkiem przyzwoicie urządzony. Już sam wygląd budynku zrekompensował tą widzianą wcześniej reklamę, tworzoną przez bandę przedszkolaków. Restauracja nie posiadała dużego parkingu, ale nawet to nie świadczyło o tym, że w środku może być już tyle ludzi. Wchodząc przez przeszklone drzwi zderzyli się z prawdziwą bombą zapachów, która stworzyła w ich nosach prawdziwe pobojowisko, a żołądki zmusiła do najdziwniejszych prób akrobatycznych. Sasuke musiał przyznać, że już dawno się tak nie ślinił i to już na samym wstępie.
Mimo tego miłego początku zostali również przywitani ciekawskimi spojrzeniami. Reszta klientów, a zwłaszcza żeńska populacja, niemal zsunęła się z krzeseł widząc dwójkę wysokich, przystojnych braci. Sasuke było to obojętne, a Itachi rozpromienił się mając okazję do kolejnego błaznowania i ośmieszania swojego brata.
Restauracja była podzielona na klasyczne boksy zawierające dwie wygodne kanapy i kwadratowy stoliczek. Naprzeciwko wejścia ustawiono obszerną ladę, zza której dostrzegało się część kuchni. Było to również miejsce dla klientów, aby móc dla rozgrywki oglądać przygotowania posiłków. I tam też skierowali się bracia.
- Cudownie! - krzyczał Itachi, wertując wiszącą nad ladą kartę. - Mają nawet dango, a do tego herba...
- Jak dokończysz to słowo, to wiedz, że będziesz szedł do domu na piechotę. I to nie do tego tutaj, ale prosto do Tokio - zagroził bratu, samemu szukając czegoś dla siebie.
Próbował się nie irytować podnieconymi szeptami najbliższych dwóch dziewczyn, które były na tyle wygłodniałe, że ich obfite posiłki nie mogły ich nasycić i musiały przestawić się na pożeranie wzrokiem Sasuke.
- Może wam pomóc? - dobiegł ich męski głos, a po chwili zza lady wyszedł masywniejszy chłopak z rumianymi policzkami. - Jestem Choij. Pracuję w Habanero od dwóch lat, a wcześniej byłem stałym klientem. Więc śmiało możecie pytać o każde danie.
Sasuke nie zamierzał komentować, że jest dobrze widoczne jego powiązanie z gastronomią, a zwłaszcza wtedy, gdy kucharski fartuch prawie nie wytrzymywał przy zapięciu w obszernym pasie. Itachi wiedział, że w takich sprawach Sasuke może być bardzo bezpośredni, więc sam zrobił krok do przodu uśmiechając się z wdzięcznością.
- Itachi Uchiha - przedstawił się grzecznie, szturchając lekko Sasuke, który obojętnie spoglądał na pobliską roślinę, która mogła być jakimś drzewkiem cytrusowym. - A to Sasuke, mój młodszy brat.
- Ooo… - zachwycił się szatyn. - Słyszałem o waszym przyjeździe od Shikamaru. Jego ojciec pracuje w urzędzie burmistrza. Sprowadzacie się na stałe?
- Nie, raczej na...
- Są jakieś wolne miejsca? - przerwał nagle Sasuke, mając dość tej przyjemnej wymiany zdań, która nijak była mu teraz potrzebna. Co gorsza całym lokalem zawładnęła cisza, aby każdy mógł się przysłuchiwać ich rozmowie, co jedynie utwierdzało go w przekonaniu, że ma ochotę zjeść, a po tym zabunkrować się w posiadłości na całe lato. Ludzie tutaj byli nawet bardziej prowincjonalni i wścibscy niż podejrzewał.
- Aaa, tak! Jasne! - Choji zreflektował się pocierając frotką spocone czoło. Właśnie, co wyszedł z kuchni, a pojawienie się nowych twarzy w ich mieścinie nie pomagało się skupić. - Dam wam jakieś lepsze miejsca. Macie szczęście, bo zdążyliście w odpowiednim momencie.
Wskazał im pobliski boks, co Sasuke przyjął z ulgą. Chociaż teraz byli zakryci przed resztą lokalu, a wystawieni na pożarcie ludzi przy ladzie, mimo tego ich widownia znacząco się zredukowała.
- Jakim momencie? - podchwycił Itachi z gwiazdkami w oczach.
W wielu restauracjach był świadkiem różnych atrakcji począwszy od gotowania na żywo, a kończąc na serwowaniu posiłków w chmurach, czy nawet po ciemku, gdzie kelnerzy posiadali noktowizory, a goście odgadywali smak nieznanych im potraw.
Zanim szatyn zdążył otworzyć usta, drzwi się otworzyły i w lokalu na nowo rozbrzmiały żywe rozmowy i radosne okrzyk.
Zaciekawiony tą zmianą Sasuke wyjrzał przez szparę w boksie dostrzegając wchodzącego mężczyznę. Nie mógł dojrzeć szczegółów, ale wcale nie musiał. Po chwili owy mężczyzna stanął przed ich stolikiem zaszczycając ich najszerszym uśmiechem jaki kiedykolwiek widział Sasuke. Do tego cała osoba, zaczynając od jego złocistych kosmyków aż do błękitnych oczu, zadawała się wypleniona światłem.
-Nowi klienci? - rzucił wesoło, poprawiając torbę na ramieniu. - Jestem Naruto Uzumaki, właściciel restauracji.
Ku zdziwieniu Itachiego, a przede wszystkim samego Sasuke, brunet zerwał się z miejsca podchodząc do blondyna. Wyciągnął dłoń, tym samym mając idealny pretekst, aby z bliska przyjrzeć się nieznajomemu.
- Sasuke Uchiha - przedstawił się, ściskając mocno opaloną dłoń, która bardzo kontrastowała z jego bladą. Nie kończąc szokować, uśmiechnął się lekko, co nie było podszyte kpiną, czy pogardą.
Miał wrażenie, że ten wyjazd nie będzie tylko stratą czasu, a jego perspektywa stała się niecodziennie optymistyczna. Podejrzewał też, kto mógł za to wszystko odpowiadać.